Czytał sam psychodeliczny stolarz
Zastanawialiście się kiedyś jakie rzeczy ludzie są w stanie robić po pijaku? Już mi nie chodzi o te wszystkie skutki uwiecznione przez podrobioną grafikę na interii, bo takie byle co już każdy miał lub widział w realu. Do dziś posiadam zdjęcie mojego autorskiego braku świadomości spoczywając w nienaturalnej pozie na pajdzie chleba, twarzą. Nie wstawiałem tego do Internetu bo w latach dziewięćdziesiątych jeszcze nie miałem dostępu. Wcale nie dlatego, że to wstyd. He, he He… I co może miałem z kolegami herbatę spożywać Przy tasiemcu typu „moda na sukces”, „Milagros”, „Pokolenia”, „Zbuntowany anioł”, „ Złotopolscy, „W labiryncie”…. Nie żebym znał te seriale. Wygooglowałem sobie. Wystarczy wpisać „seriale , które kiedyś oglądałem” / Dobra nieważne.
Chodzi mi o to, co taki bohater, Wulkan wiedzy, mina przeciwpiechotna ma między uszami. Rozmawiasz z takim człowiekiem na przypadkowe tematy a on co chwilę zabiera głos i przedstawia ci rozwiązanie zagadnienia o którym mówisz. On w pięć minut kiedy do niego mówiłeś Przykręcił sobie pokrętło „Volume”, lub wcisnął magiczny przycisk „MUTE”. Przez te pięć minut rozmawia w myślach z kimś na jego poziomie po czym znów łapie twój sygnał. Ty tego jeszcze nie wiesz, że on już ma plan doskonały. Pomyślał za ciebie zanim mu przedstawiłeś swój punkt widzenia. Dlatego ci przerywa byś poznał prawdę Jaką już starożytni Majowie ukrywali przed światem kilka tysięcy lat temu.
Piszę o tym, bo nie dawno byłem w takiej sytuacji. W czasach epidemii koronawirusa nawiązałem z kolegą pewna dyskusję. Temat raczej delikatny. Rozpracowywaliśmy spisek związany z wypuszczeniem wirusa na wolność. Poważna sprawa, Jeśli odgadniemy ich plan to będziemy musieli się do końca życia ukrywać. W pewnym Momencie, kiedy ustaliliśmy wspólny scenariusz wydarzeń, poparty wieloma feikami z Internetu, kolega ( nazwijmy go Radek) zadał mi kluczowe pytanie, Gdzie jest jego ruszt z grilla. Mnie zatkało przez chwilę i zaczęły mi się pocić ręce. Wykonałem tak zwany telefon do przyjaciela. Czyli po prostu wyciszyłem otoczenie, Przycisk „MUTE”. Po chwili już wiedziałem. Zanim Radosław opisał mi okoliczności tej kradzieży ja mu odpisałem „daj spokój, znam całą sprawę”. Jednak parę sekund później pomyślałem, żeby mu jednak całej prawdy nie mówić, ponieważ prawda mogłaby być nie wygodna dla nas obojga. Piszę mu więc. „Słuchaj/twu! Czytaj, było tak. Wracałem sobie z sylwestra do domu. To była gdzieś godzina dwudziesta pierwsza 32 sierpnia bieżącego roku, chyba kuźwa wtorek. Troszkę mi marzły ręce i pomyślałem, że to pewnie dlatego że wyszedłem boso z imprezy. Postanowiłem zadzwonić do żony bo coś długo mi się schodzi ta droga. Spod urzędu gminy do mojego domu przecież po drodze nie ma żadnych lasów, To tylko dwie ulice. A huj… Se myślę może sąsiad sosny za płotem posadził. Ale kiedy uderzyłem idąc powolnym krokiem w coś twardego, podniosłem głowę i z trudem odczytałem biały druk na zielonej tablicy „Brody Młockie”. No nie. Ten mój sąsiad nie dość, że kilka hektarów lasów i truskawek zasadził w środku Glinojecka, to jeszcze jakiś głupi znak dla zmyły postawił. Mniejsza o to. Najważniejsze, że Jak się wyplątałem z tej siatki co się na nią przewróciłem odbijając się od znaku przechyliłem głowę tak, by wyłapać co jest górą a co dołem. No niestety ten samolot leciał brzuchem do słońca, więc przeciwwaga którą wymuszałem zbiegła się z kierunkiem upadku. Próbowałem jeszcze wyrównać lot nadrabiając nogami ale teren nagle się podniósł. Zrozumiałem że przelatuje we mgle parę centymetrów nad pasem startowym i to w poprzek. I nie uwierzysz. Nie było tam żadnej brzozy. Wylądowałem jak kapitan Wrona bez podwozia. Po drugiej stronie ulicy. Może i bym wylądował z klawym telemarkiem ale w połowie asfaltu zaistniała kolizja z innym pojazdem. Jakiś koleś biegł ze srebrnym kółkiem w kratkę na wyprostowanych przed sobą rękach. Gdy mnie zobaczył we mgle, wykonał prawą ręką ruch jakby zaciągał ręczny hamulec po czym wyjebał się do rowu. Idiota se myślę. Z takiej prędkości nie zarzuca się ręcznego. Nie wyprowadzisz tak maszyny z poślizgu. Po krótkim otrzepaniu się dotarło do mnie że przecież on może być najebany. Ruszłem w pościg, zabrałem mu kierownicę wyrzuciłem jak najdalej w pole. Mi się wydaje że to była ulica południowa i był tam duży ogródek bez ogrodzenia. Dokładnie nie powiem ale kierownica strasznie przypominała ruszt do grilla”.
Wracając do tematu najebanych ludzi rozwinę znaczenie ostatniej przenośni –mina przeciwpiechotna. Rozmawiasz z takim typem po kilku głębszych i masz go już dawno dosyć. A że masz nad nim przewagę bo ty jeszcze myślisz trzeźwo. Zaczynasz go delikatnie podpuszczać, denerwować, prowokować. Stąpasz po polu minowym, ale unikasz min póki tylko pozwalasz mu robić z siebie idiotę. Kiedy już wejdziesz na jego temat to uważaj, bo jak powiesz za dużo to trzeba będzie tą minę unieszkodliwić. Nie da się z niej zejść bez konsekwencji. Bo mina taka zachowuje się czasem jak taki niewybuch. Ktoś gościa pobił znieważył lub coś mu ukradli. Ten nawalony typ przy którejś popijawie jak se przypomni niechcący całą sprawę, mało tego. Jak mu ktoś podrzuci potencjalnego winnego, to zabawa gotowa. Jak na góralskich weselach.
No właśnie. Teraz się zastanawiam, kto mi zalazł za skórę? Nie wiem, Tusk, sąsiadka mojej mamy? Ojciec dyrektor? Czy jakiś inny krawaciarz? W sumie to gdyby nie te zaskórniaki to bym nie miał z kogo się nabijać. Nie mam do nich złości. Ale gdyby coś to zgadam się z kolegą Radkiem i po jego uprzednim znieczuleniu alkoholem, sprzedam mu informację, że za kółkiem z rusztu od jego grilla biegł osobnik na którego wydam wyrok. No przecież mu nie powiem że to on sam prowadził ten ruszt.
Pozdrawiam kolegę ze stacji i dziękuję za inspirację 😀