Czytał sam psychodeliczny stolarz
Pewnego ranka Zbudził mnie śpiew ptaków, a słońce niczym wytrychem na hama wdzierało się do oczu. Świeciło tak intensywnie że oślepiało nawet przy zamkniętych powiekach. Za oknem dookoła aż po horyzont (czyli tak do samych garaży), ukazał się czarujący obraz nadchodzącej wiosny.
Śnieg stopniowo odsłaniał kolejne obszary łąk, ulic, chodników, pustych butelek, psich kup i martwych ludzi. Grupka pięcioletnich dzieci utworzyła kółko wokół leżącej postaci, tańcząc i śpiewając „Stary niedźwiedź mocno śpi”.
A to przecież nie miś, to waldek zasnął na począdku grudnia. Nie, nie zabiła go pandemia. Biedaczek zapomniał, że borygo jest na bazie metanolu. Jak se uświadomił w jakich paskudnych warunkach zabijają pacjentów w szpitalach, to wolał po ludzku wyłożyć kopyta za garażami.
Chociaż jego leżąca pozycja ze sterczącymi łokciami ku górze i twarzą do chodnika sugerowała, iż Waldemar próbował się jeszcze unieść, ale chyba już mu ryj przymarzł do gleby. Można by go pomylić z jakimś sportowcem, bo wyglądał jakby pompki robił, tyle że bez unoszenia twarzy.
I tak leży Waldek sztywno
Zmarło mu się, bo se kimnął
Przysypało chłopa śniegiem
Gdzie on zniknął bo już nie wiem
Czy go dorwał lekarz gnida?
I dopisał mu covida
Czy straż miejska go okradła?
Kto mu związał sznurowadła?
Nikt o Waldku nie pamięta
Na chodniku spędził święta
Śniegi w końcu odpuściły
Truchło waldka obnażyły
Dupa lekko rozjechana
Ktoś parkował tam nissana
W plecach widać jakieś braki
Bo już jedzą go robaki
Nogi troszkę połamane
Śnieżnym pługiem traktowane
Wokół trupa tańczą dzieci
Coś śpiewają słońce świeci
Waldek śmierdzi szczypią oczy
Mały krzyś ma już wymioty
Dziś osiedle śpiewa ci
Stary Waldek mocno śpi
Pogardziłeś już kustoszem
Dzisiaj glebę wciągasz nosem
Zajarałeś się intrygo
By zakupić se borygo
Już nie chlapniesz se browara
Gdyż zabrała cię śmieciara
He he he he…. No dobra poniosło mnie troszkę. Jest też i druga strona pokrywy od kubła. Wraz z cofającym się śniegiem na światło dzienne wyszło z pięć razy więcej krecich kopców niż w zeszłym roku. Całe podwórko usłane czarnymi górkami niczym pryszczata morda nastoletniego skurwysynka.
Już mi się w myślach dopasowała postać tego porąbanego szarlatana z trójkątnym szpadlem, Który stoi na kopcu z pocieszną miną, jakby dobrze wykonał swoją robotę. Macha do mnie łapką i woła „a hoi”
-A hoi ci w dupę, se pomyślałem.
On jeszcze nie wie, że właśnie załączył mi dżihad. Jeden malutki pstryczek w głowie, który będzie powodem jego śmierci. Krecik będzie mnie błagał o życie, a ja mu założę worek na głowę, powieszę do góry nogami na trzepaku i będę w niego napierdalał tym jego trójkątnym szpadelkem, aż się cały wykrwawi do worka. Potem go poćwiartuję przewiozę w torbie taksówką do Czech i spalę zwłoki w jego rodzinnym mieszkaniu razem z rodziną.
Powiało chłodem co? Spoko nie jestem takim pojebem. Nie stać mnie na taksówkę do Czech. Wyślę jego zwłoki przez DPD Do jego Matki. Mam nadzieję, że tym razem kurier nie odda paczki byle komu na ulicy. Najwyżej jak nie dojdzie to doślę kawałek Waldemara. On przecież mocno śpi. Nikt się nie skapnie że to nie krecik.
Tak na poważnie, to już w zeszłym roku założyłem linię frontu. Podkładałem w każdym kopcu ładunki wybuchowe. Znaczy rozkopałem każdy kopiec, włożyłem tam puszkę z mieszanką karbitu i wody, przykryłem na chwilę by gaz wypełnił tunele i wtedy podpaliłem.
Nakupiłem tyle karbidu, że starczyło mi na takie cztery godziny dobrej zabawy. Za pierwszym wybuchem tak jebło, że aż mi bramę z zawiasów wyrwało.
Na podstawie okopujących się przy płocie sąsiadów stwierdziłem, iż krecisko spakowało żonę z dzieciakami i wyjechali do matki. Jednak w tym roku go chyba pojebało.
Nie wiem czy on wrócił z większą rodziną, czy mu w poprzednim miejscu też zaczęli karbidem detonować tunele? Teraz to wygląda jakby z całą wioską na moje podwórko się wstrzelił. He he he… tak, to chyba trafne sformułowanie 😀
Nie wiem co on im powiedział. Że będzie wystrzałowo? Albo chodźmy się gdzieś rozerwać. Chociaż mógłbym jeszcze inaczej powiązać fakty.
A może Jakiś przypadkowy kret kopał sobie niewielki tunelik u sąsiada i nagle trafił na ukryte pod ziemią kilka kilogramów amfetaminy. W ciągu nanosekundy Małe podziemne zwierzątko zamieniło się w hiper-soniczną głowicę do odwiertów. Przypadkowo wpadł do mnie na posesje i zaczął się odbijać pod gruntem od fundamentów płotu i domu.
Widząc to sąsiad zaczął szukać swoich narkotyków rozkopując pół podwórka. Drugi jak to zobaczył to pomyślał że wojna idzie, bo sąsiad bunkier kopie i sam zaczął ryć w ziemi. A trzeci to już dawno dziurę na szambo kopał. Widać troszkę mu się już nie chciało, bo co jakiś czas słychać było ponaglający damski głos „Wiesiek! Kopiesz?!” i wtedy znów cisze przerywał odgłos szpadla, nawet o drugiej w nocy.
Raz mu chłopaki zrobili dowcip, jak se pod sklepem setkę popijał. Gdy tylko usłyszał hasło „Wiesiek! Kopiesz?!” to ten chyba z dupy ten szpadel wyciągnął i jak stał w tym miejscu zaczął kopać.
Rano cała ogrodowa i parkowa była już rozkopana, to gmina wykorzystała sytuację i od razu kanalizację tam położyli i odnowili nawierzchnię.
Wracając do krecika na spidzie. W tym roku nie będę walczył z nim o terytorium. Przeprowadzę czystkę kretniczną. Założę takie małe obozy śmierci dla kretów. Nad bramą będzie wisiał napis „A hoi ci w Dupę”. Będę wpuszczał małe kreciątka do ich własnych tuneli a później zapuszczę karbid z wodą.
Jak mi się znudzi to przekażę inwestycję do Cedrobu a oni już na likwidowaniu takich obozów znają się najlepiej. Robią te rzeczy ok. raz w miesiącu z broilerami. Co oni by se mogli napisać na bramie. „Ubojnia czyni wolnym”? Zachęcam do zapoznania się z poprzednim moim postem o obozach śmierci w cedrobie – http://www.psychodelicznystolarz.pl/?page_id=537 .
Dziś tak troszkę krótko, ostatnio za dużo czasu spędzam przed komputerem. Nawet żona zaczęła się robić zazdrosna. Że niby z kimś tam romansuję. Wkurza się jak piszę z obcymi babami, Jak komentuje filmy na Yutubie z obcymi babami, jak oglądam pornosy, też z obcymi babami. No ludzie, troszkę zaufania. A ja jestem bardzo wiernym mężem. Chociaż pewnego razu, jadąc na montaż do Warszawy sam, własno-ocznie wyczaiłem jak macha na stopa jakaś fajna dupa. No nie przepuściłem takiej okazji, zatrzymałem się jej mimo dużego ruchu na wąskiej obwodnicy i nieprzyjemnej śnieżycy w nadziei, że będzie miło z nią podyskutować o ciekawych rzeczach do samej stolicy.
Otwieram drzwi i pytam. Dokąd pani zmierza? I tu usłyszałem dźwięk niedojrzałego męskiego głosu.
-W zasadzie chen za warszawę, ale każdy kilometr się liczy.
Hmm… Pomyślałem, w sumie to też dobrze. Żona nie ma prawa do zazdrości. Nie będzie tego pierdolenia, że z jakimiś pizdami obcymi się wożę. A one to wiedzą. One to przeczuwają. Nawet jak singlem jesteś i umówisz się na pierwszą randkę z w restauracji z obcą kobietą, to zaraz mama wydzwania z pretensjami „coo? Ci jedzenie w domu już śmierdzi ?” I tak Stoimy już z pięć minut w tej śnieżycy i mojej rozkminie, przy otwartych drzwiach. Jego już do pasa prawie przysypało, a za nami korek po choryzont. Przemawiam do niego przerywając długą ciszę.
-Wsiadaj, żona będzie zadowolona.
I zostawiłem go z tą myślą na sto kilometrów naszej wspólnej podróży. Pewnie by zagadał po drodze na jakiś byle jaki temat, ale ja przecież przed chwilą rozjebałem mu głowę. Całą drogę Bał się, że go porwałem. O co by mnie mógł zapytać? -”Ładna ta pana żona?” Co też mogło się spotkać z moją nieoczekiwaną reakcją. On miał w głowie całą książkę pytań, na które bał się uzyskać jakąkolwiek odpowiedź.
On nie wiedział czy moja żona go zapnie do pługa czy poćwiartuje i schowa do zamrażarki. A może zgwałci?
Nie no, ja to w sumie w to bym nie uwierzył. Ostatnio nie zauważyłem by miłość mojego życia bezprawnie gwałciła młodych przystojnych chłopaków. O to nie mam obawy. Wystarczy spojrzeć na mnie.
Ale on już prawie popuszczał w spodnie. Ja widząc, że kolega się delikatnie czegoś obawia chciałem go jeszcze troszkę podtrzymać w napięciu i poprosiłem żeby mi podał paralizator ze schowka. On z przerażeniem pyta
-Na co panu paralizator?
-No kurwa ciasto będę nim mieszał 😀 he he he he….
Żart nie zrobiłem tak.
On nawet nie wsiadł do busa. Jak zobaczyłem że fajna dupa stoi na stopa to otworzyłem drzwi od pasażera i przyspieszyłem. Drzwi zamknęły się z powrotem a w lusterku widziałem jak lecąca barbi zdejmuje w locie tablicę przystankową z metalowej rury. Bo ja już jestem dawno po ślubie. Nie mogę się wozić z obcymi babami, żeby nie kusiło.
Tak więc tym pozytywnym akcentem kończę już, bo słyszę za oknem jakieś wrzaski „Wiesiek! Kopiesz?”
Pędzę bo mi ktoś dojazd do bramy przekopie. Trzymajcie się cieplutko i do usłyszenia.
