Czytał sam psychodeliczny stolarz
Kumacie ten smak flaków w sylwestrowy poranek? Już nie są takie pyszne jak w pierwszy dzień świąt. Wszystko takie mdłe aż do porzygu. W lodówce jakieś wyschnięte kotlety, z deka zażółcona sałatka, smażona ryba z wigilii. Tak się zastanawiam, Brać,nie brać. A psy takie głodne. No przynajmniej niech się one najedzą.
Wyciągam rybkę i wrzucam do misek. Iza podchodzi pierwsza. Wącha, delikatnie się zmarszczy, po czym parska jakby się octu nawąchała.Fokus jak to zobaczył podkulił ogon zgarbił się i ostrożnie przyjął kierunek odwrotny do miski patrząc z pod byka jednym okiem czy nie każę mu tego jeść.
No trudno, przecież się nie może zmarnować. Jadłem to sam, poza tym, co już trafiło do misek czworonogów, żeby to było jasne. Przez tydzień na pewno zgłodnieją, albo rybka ożyje i wyjdzie sama.
Zacząłem coś kombinować by jedzenie nie powodowało odruchów wymiotnych. Na genialne pomysły długo nie czekałem. Pomieszałem pół na pół flaki z czymś podobnym do gotowanej kapusty,doprawiłem dwoma ząbkami rozgniecionego czosnku odrobinę ostrej papryki i zakropiłem sosem sojowym. Taki oto zestaw trafił do mikrofali i włala. O dziwo przyprawy całkowicie odmieniły zgniłozielony kolor oraz smak potrawy. Pomyślałem -Tomek, ty potrafisz świetnie gotować, Powinieneś rozwijać ten talent.
I wtedy mnie olśniło. Ubrałem się czym prędzej i wybiegłem zrobić zakupy w biedronce. Kupiłem ciecierzycę, czarne oliwki, sos słodko-kwaśny jakąś przyprawę do kurczaka, Karkówkę z promocji i dwie mrożone mieszanki chińskie.
Koszt mnie wyniósł łącznie ze zużytym gazem ok. 45zł i napchałem 9 słoików zajebistym żarciem. Tylko tak na zdrowy rozsądek ekonomicznie nie jest to jakiś super biznes zwłaszcza jakbym miał takie słoiki opychać cichcem do ludzi. Już tam kiedyś się pytałem chłopaków na stołówce czy braliby ode mnie coś podobnego, ale jak se przypomnieli jak odgrzewałem rok temu wpół żywą kaszankę w zakładowej mikrofali, to radzili bym dalej zajmował się stolarstwem i nie truł ludzi. Kierownik produkcji który akurat miał świeżo zagrzanego krupnioka na swoim talerzu wstał i odruchowo otworzył okno. Ale ja chyba nie dam za wygraną.
Dzieląc 45zł na 9, wychodzi po 5zł za słoik. Aa.. prawda słoika i mojej roboczogodziny nie policzyłem. Za to w biedronce jak trzepną promocję to takie pulpety mogą i z 2,99 kosztować. Ale ja już wiem jak obniżyć cenę produktu. Przecież jedna zupka chińska starcza na zalanie minimum trzech słoików do połowy. Przy zastosowaniu tych mega ostrych zaoszczędzę też na przyprawach. Do interesu dokładam trzy zupki czyli 5zł ale dzielę cały koszt na połowę, Do tego trzy słoiki więcej wychodzi. W dodatku jakbym brał mięso z nielegalnego źródła, np z chin, tak jak mieso na kiebaby w całej polsce. Mógłbym zatrudnić Ukrainkę która w przerwie między gotowaniem a snem dorabiała by przy Nowej trasie S-7 odbudowując populacje tamtejszych ssaków leśnych. I z tego tytułu mógłbym brać dotacje na ochronę przyrody. Tym samym prawem jakim się żądzą hodowcy kur niosek, mógłbym windować ceny ponieważ moja obcojęzyczna kucharka byłaby z wolnego wybiegu.
Zostaje tylko jeden haczyk. Musiałbym płacić podatki, pożyczać wszystkim długopisy w urzędzie skarbowym, Wszystkim w koło pierdolić że nie mam pieniędzy. A z resztą już mi ten interes bokiem wyszedł zanim powstał.
Takie są niestety polskie realia. Nie wiedzieć czemu Polski rząd niszczy rodzime firmy bez skrupułów. Krwiożerczym posłom z wiejskiej jak zabraknie pieniędzy to sięgają do kieszeni podatnika. A gdzie ma sięgnąć podatnik? Czemu my nie możemy sięgnąć do prywatnej kieszeni tych złodzieji? W sumie? Możemy. Wystarczy zebrać 100000 podpisów co nie byłoby problemem. Nie trzeba specjalnie wymyślać wyszukanych ustaw. Na pewno cała polska by się podpisała pod projektem, w którym jest napisan, iż każdy polityk, który nie spełnił swojej obietnicy lub maczał palce w niewygodnej dla obywateli ustawie, był skazany na pięć lat przymusowej pracy przy łapaniu brojlerów. Ręcznie lub na kombajnie. Oczywiście za najniższą krajową. Cedrob by w końcu przestał narzekać na brak pracowników. Ale Nie bądźmy tacy bezlitośni. W sumie nam chodzi tylko o kasę. No więc wprowadźmy nowy podatek.
Zacznijmy od opodatkowania pęsji pochodzących z budrzetu państwa powyżej 4 tysi jakieś 50%, powyżej 6 tysi 75% a taki co zarabia powyżej 8 tysięcy 100%. Aż strach dychę zarabiać 😀 Ci ostatni by musieliby w cedrobie dorabiać, bo tam przynajmniej najniższą krajową płacą.
Dwa – podatek od rządowych limuzyn, jakieś 8,33% wartości auta którym jeżdżą, miesięcznie. Musieliby odprowadzać do skarbu państwa pieniążki po ówczesnym złożeniu deklaracji w urzędzie skarbowym. W następnym roku można kupić następne limuzyny i tak w kółko a stare sprzedawać.
Trzy utrzymanie budynku sejmu, biur i kancelarii. Ja z nich nie korzystam, nie pierdzę w ciepły stołek pałacu prezydenckiego. Niech sami się dorzucają na utrzymanie tych burdeli. Każdy kto prowadzi firmę sam utrzymuje swoje lokale. Zaraz by się znalazły pieniądze na kształcenie nowych, uczciwych, Polskich lekarzy, tańszy nfz czy moje 500+(znaczy moich dzieci ale czy to ważne za co kustosze kupuję ?:D).
Dorzuciłbym jeszcze ustawę o blokowaniu 500+ dla dzieci osób duchownych. Masakra, ile pieniędzy z tego tytułu ubywa miesięcznie z budżetu państwa. Poważnie, Ja naprawdę się martwię. Ale już dobra, nie będę takim hujem. W końcu dzieciak nie jest niczemu winien. Wszystkiemu winna jest wóda. Gdyby nie ona to żaden ksiądz nie zgwałciłby małoletniej dziewczynki, która zaszła później w ciążę. Lekarze nie zabijali by pacjentów w czasie pandemii, milicja stałaby się policją, a na politykę i tak już nic nie wpłynie bo oni walą rum na kościach. Więc tak jak na żuli, na nich już nikt wpływu nie ma. Taki niebieski eliksir. Zaciekawionych zapraszam na post zatytułowany „ Sok z gumijagód”.
Sok z gumijagód
Na szczęście ja walę kustosze i jestem spokojny z myślą, że nigdy nie stanę się psychopatą krzywdzącym nawet najmniejszego robaczka na ziemi. Co innego te pizdy wymienione powyżej.
A! ten, w zasadzie to mi się przypomniało o tym ostatnim sylwestrze, chciałem zagaić od razu ale się zagadałem. Jak ta telewizja się chwali, że w tym roku było spokojnie, nie było wypadków z petardami, nie było pijanych szaleńców na ulicach, nikt niczego nie zniszczył, nie było bójek, pożarów i trzęsień ziemi. Jedynie araby coś marudzili, że kozy im troszkę chorują. Nic bardziej mylnego. Już wam tłumaczę.
31 grudnia miałem wolny dzień od pracy, ja wiem czy to dobrze, Ale od tego ciśnienia w pracy też mi już psycha siadała. Wszyscy chcieli bym zapomniał że rozjebałem futrynę Rafałka. Ni chuja tego dnia zero stresu, składam dwa palce każdej ręki (kciuk i palec wskazujący), Przyjmuję kwiat lotosu i wkońcu myślę – kurwa kto wymyślił taką głupotę.
Wkurwiłem się i wyciągnąłem kustosza, którego zakupiłem tyle by mi wystarczyło na dziś i jutro. Ja już w czasie zakupów wiedziałem, że jest to mój świadomy błąd. Bo prócz tego przypomniałem sobie, że z braciszkiem umówiłem się na wypicie flaszki. A że kobieta mojego życia zabroniła mi kupowania dwóch, ino jedną. No to grzecznie musiałem żony posłuchać. Nie trzeba tłumaczyć, że nie kupiliśmy dwóch połówek w biedronce. Nabyliśmy jednego litra. Żeby nie wyglądało to zbyt patologicznie, bo przecież gentelmen nie pije przed południem to trzeba było po, południu. Co nam absolutnie nie przeszkadzało bo do południa robiłem zakupy.
Nosz kuźwa mać plan nie wypalił, Nawet po południu było jeszcze za wcześnie. Tomek zrób to, tamto, wynieś śmieci, kup butlę z gazem, zajmij się dziećmi.
Pierwszy kustosz ostał się otwarty około godziny 21:30. no trudno, nadrabiać? Czekać? Nie wiem. Ale jak jeden poszedł w 12 minut to troszkę było mało. I w tym czasie dołączył brat. Założyliśmy grupę na fejsbuku, tylko po to by umieszczać tam posty o treści „choć do kuchni, już polałem” Kobity chyba już podejrzewały, że impreza się rozkręca, bo coraz częściej chodziły sprawdzać czy oby gaz się nie ulatnia.
Przyznajmy , że sylwester w tym roku był do dupy. Nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Wolałbym go spędzić gdzieś w górach. Pośród szczytów opasanych chmurami, z dala od niedźwiedzia polarnego i ceprów na krópówkach, gdzie słychać szum strumienia a w nim pstrągi piszące na grupie „skończyłeś pierdolić? To choć do kuchni polewać”.
Ale ja się nie dałem i kontynuowałem, iż na giewont kroczę, chwytam w dłonie łańcuchy u samego szczytu, bo inaczej bym się wyjebał. Już jestem na szczycie w połowie stalowej konstrukcji, rozkładam ręce i krzyczę jak ta ruda pizda z tytanica na jego dziobie „Legiaa, legia warszawa!…”
/ -Te, legia! Może byś tak polał!? Ych… a taką fajną fazę złapałem. W tym roku petard pod gminą nie było. Wyszedłem na podwórko zrobić z siebie wariata, ale nie znalazłem bratniej duszy do wspólnej imprezy. Babcia moich dzieci nie chciała ze mną drzeć japy i schowała się ze wstydu do domu wraz z resztą domowników.
Pięć po północy pojawiłem się w domu. Wypiłem ze wszystkimi szampana, potem trzy razy po 50 na klatę i w jednej chwili Spoglądając na ekran telewizora krew zalała me powieki, By nie powiedzieć że huj mnie strzelił.
W tvp leci na żywo impreza z tysiącami ściśniętych ze sobą osób. Halo, 2 metry odstępu. Przełączam na polsat i widzę to samo. Już na tvn-a nie klikałem, bo na bank kolejną discopolową żenadę zobaczę.
Nagle jak sraczka w połowie rytuału bierzmowania natchnęła mnie myśl by zgłosić to na milicję. Czem prędzej pobiegłem do kuchni po telefon i przy okazji wstawiłem wiadomość na grupie o treści „chodź, już polałem”. Po drodze rozjebałem se białą futrynę, ale pies ją drapał i tak była porysowana. Patrze a Piotrek już tam czekał. Dobra kielon, dwa, trzy i dzwonię, nie ma czasu bo się chołota rozejdzie.
Sygnał bip…. biiiip… kurwa biiiip. I jest „Komenda wojewódzka słucham”. Myślę sobie skąś znam ten głos, albo Zenek albo jakiś inny znajomy huj.
-Dzień dobry. Ja chciałem zgłosić zawiadomienie o nielegalnym zgromadzeniu na jakimś beznadziejnym festynie w tvp oraz polsacie. Na tvn też warto zerknąć bo tam nie paczyłem. Zdjęcia publikuję na moim poście więc zapraszam na psychodelicznystolarz.pl.
– Synek/ -Spierdalaj… Znam swojego ojca nie próbuj się podszyć.
-Czy ty wiesz że dodzwoniłeś się na policję?
-Nie no kuźwa chciałem w sylwestra psa adoptować.Trzeciego już chyba. Przecież mówię, że tvp-izda nie przestrzega zasad pandemii!/ – Czy ja dobrze słyszę że nie ma pan założonej maseczki?
-Dobra, nie było tematu, Jeszcze będziecie chcieli żebym do was wydzwaniał. Chodź Piotrek już polałem.
W drzwiach nagle wstawiła się delegacja trzeźwych jak świnia bab.
-Wam to już chyba starczy. -Skądże znowu. -Wybełkotałem. Widząc nie rozumie mojej złożonej instalacji słownej, sięgam po o nikczemny podstęp.
-Sprawdzałem tylko ile nam zostało na jutro. Chowam zgrabnie flaszkę spowrotem do zamrażarki i rejestruję jak kuchnia stopniowo się wyludnia. Piotrek nawet ściemnia, że się ubiera by udać się do domu. I gdy ostatecznie drzwi się domknęły, odezwał się we mnie mistrz sztuki barmańskiej. Rozlałem sześć szotów na łba w 10 sekund. Jeszcze szybciej je wprowadziliśmy do gardła w dwóch szklankach gdzie zmieszaliśmy je z popitą.
15 sekund naszej samotnej egzystencji w pobliżu flaszki było już podejrzane, tym bardziej jak usłyszały dźwięk domykanych drzwi lodówki. Delegacja zmartwionych gospodyń mało drzwi nie wyjebała.
Wpadły tłumnie do kuchni z pochodniami i poczęły prawić pretensje wszelakiego odmętu.
-Cooo, cooo… Przecie tylko soczek pijemy.
Zostaliśmy wyprowadzeni jak bandyci, ale nie w kajdankach tylko za ucho. Dalej każdy kombinował na własną rękę. Ja, wiedziałem, że pod łóżkiem dwa kustosze leżą skitrane.
Zaczekałem niby grzebiąc w telefonie pół godziny, aż kobita przyśnie. Chwyciłem w dłoń żółty granat i pociągłem zawleczkę. Psst, Kle/ I widzę jak Justynka zaczyna się wiercić. Przez sen z jej ust wydostaje jedno zdanie
-„Odłuż to piwo”
I śpi dalej. Hu, hhuuu… Noc jest moja. Odłożyłem otwartą puszkę na półkę obok łóżka i zapuściłem sobie jakiś mało inteligentny filmik na yt.
Trzymając lapka na kolanach. Spojrzałem w lewo by się upewnić czy Kobita dalej śpi i ku mojemu zdziwieniu spostrzegam, że jej tam nie ma. Prawą ręką macham nad półką w nadziei, że odnajdę tam piwo które przed chwilą otworzyłem.
I tu się zdziwiłem po raz drugi. To zaczynało się układać w pewną logiczną całość. Ale czy moja żona była by zdolna ukraść mi browara dla własnych korzyści? Ta teoria posiada pewne punkty łatwe do podważenia.
Coś jednak mi mówiło żeby spojrzeć na tą sprawę szerzej i dalej niż ekran lapka. Zamknąłem jego pokrywę i gdy tylko oczy przyzwyczaiły się do ciemności dostrzegłem stojącą przy łóżku miłość mojego życia z puszką kustosza w ręku.
A więc tu jest źródło sapania, które słyszałem od minuty. A ja myślałem że to grzejniki się odpowietrzają.
Usłuszałem kategoryczny nakaz spania po czym, lekko podkurwiona postać zniknęła z moim browarem w ciemnościach sypialni, by za chwilę się pojawić obok mnie w łóżku. No trudno, jakoś przeżyję tą przemoc domową.
Budzę się rano o 13:23 z delikatnym bólem głowy. Antek trzymając się oburącz barierek łóżeczka, huśta się okropnie stukając o nasze łóżko. -Jezu, człowieku nie mogłeś pospać jeszcze z godzinkę ? Z kuchni dolatuje jakiś krzykliwy głos.
-Wstawaj pijaku, dzieci już od czterech godzin nie śpią, ja już prawie obiad ugotowałam.
Ja oczywiście w imię zasady „czym się strułeś, tym się lecz”, sięgam pod łóżko po ostatnie piwo. I wyciągam, pustą puszkę?
Dziwne. Wypiła, czy wylała? Patrzę w rogu pokoju stoi druga. Kurde! Też pusta. No to już zakrawa o Patologiczne znęcanie się nad małżonkiem. Sprawa się chyba oprze o niebieską kartę. Z kuchni znów się odzywa zdenerwowany głos kobiecy, Jakby słyszała co przed chwilą kłębiło mi się w głowie.
-Sam żeś to wychlał, nalałeś se do miski fokusa, schowałeś się pod łóżko i sączyłeś przez słomkę, Tak siorbałeś z dna ostatnie krople, że prawie dzieci pobudziłeś.
Zaglądam pod łóżko i stwierdzam fakty. Zielona podwójna miska mojego pieska, w jednym zagłębieniu czysto, w drugim nie dojedzone parówki z biedry a obok Oczywiście pognieciona słomka.
Tak nie może być, Moja druga osobowość wyżłopała mi browary. Poczułem się jak w „Dr Jekyll i Mr Hyde”. Niee, nie odpuszczę, to trzeba zgłosić, dzwonię na policję.
Przykładam telefon do ucha, już chyba ósmy sygnał a oni nie odbierają. Dzwonię jeszcze raz. Odebrali za siódmym razem. I zanim coś powiedziałem wydarł się na mnie jakiś zdenerwowany z prawie płaczliwym głosem Milicjant.
– słuchaj gówniarzu, jeszcze raz tutaj zadzwonisz to wyślę radiowóz do ciebie i tak ci wpierdolą, że pół roku będziesz sikał przez cewnik. Całą noc blokujesz linię.
Po czym odłożył słuchawkę.
Przez chwilę zdębiałem i zastanawiam się co tu się wydarzyło? Groził mi gej z Akcentu? Przecież tylko dwa razy dzwoniłem. Zaraz czy on mi groził?! Toooo… trzeba zgłosić. Niestety już nie odebrali i po godzinie odpuściłem, bo mi telefon padł.
No trudno, telefon rozładowany więc z internetu też nici. Pozostaje ta zakłamana telewizja, Może coś leci znośnego. Załączam czerwony przycisk na pilocie i widzę jak na tvp-info powtarzają w kółko wideo z interwencji odziałów milicji, pakujących imprezowiczów noworocznych z budynku tvp do radiowozów.
Nie obyło się bez pałowania. Jak prowadzili Marcinka z Boysów To ten coś głośno bełkotał „Miała matka syna” albo „niech żyje wolność”. Zenka Martyniuka szybko wypuścili bo wyglądał na niepełnosprawne dziecko.
Przełączam na TVN a tam gadają o podjęciu śmigłowca z TOPR gdzieś w okolicy godziny 4:30 do pijanego pseudokibica, który w samym podkoszulku i gaciach wdrapał się na metalowy krzyż stojący na szczycie Giewontu. He, he, he.. Co za debil se myślę.
O widzę, że na na polsacie powtórka Kevina leci. Ale najpierw ważna rzecz. Trzeba się udać tam gdzie król chodzi piechotą. W sumie było by dziwne jakbym z sypialni do kibla jechał rowerem. A Czułem, że to nie są zwykłe motylki w brzuchu. Porównał bym to raczej z inwazją gremlinów na moją kanalizację. Oczywiście na tej wyprawie los strasznie mnie pokarał, bo po fakcie dostrzegłem brak papieru toaletowego.
Na szczęście, obok kibla stał taki duży karton z kartkami w środku. Jakieś podpisy i pierdoły o podatkach, limuzynach, ustawach…. Nie no jak są tam dane osobowe to nie można tego tak po prostu wyrzucić na śmietnik, a mi w tej chwili te dane ratowały życie.
Podsumowując, wierni widzowie, mam nadzieję, że wam nie przerwałem tym ostatnim akcentem obiadu. Wniosek z tej całej historii jest taki, że warto się udzielać, składać wszędzie swoje podpisy jak Bronek K. czy Andrzej D. bo możesz w ten sposób komuś uratować dupę. Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia.